psycholog dziecięcy, pomoc okołoporodowa, rodzicielstwo, chustonoszenie

Nie możesz dać, jeśli nie masz nic

Przychodzi czas, kiedy zapasy się kończą – zapasy empatii, troski, cierpliwości, uwagi, a czasem również miłości. Jeśli przez cały dzień dajesz siebie innym jako matka i partnerka, ale nie uzupełniasz swoich zapasów, to taki układ na dłuższą metę Cię pokona. Ciebie i Twój związek.

nie-mozesz-dac-jesli-nie-masz-nicCzytam na forach internetowych zatroskane głosy kobiet, które szukają sposobu na to, by zadbać o wszystkich członków rodziny – o ich potrzeby fizyczne i emocjonalne. Martwią się, że odkąd pojawiło się dziecko, są tak zaabsorbowane obowiązkami, że nie starcza im czasu i sił, by zająć się innymi relacjami. Każdego dnia stają na rzęsach, żeby ogarnąć rzeczywistość, sprostać zadaniom, nakarmić, wynosić, przewinąć, uprać, wyregulować emocjonalnie, gdy widelec zielony jest nie do przyjęcia i tylko czerwonym da się zjeść makaron (niestety, rano zjadł go pies). Sami wiecie – tego się nie da streścić w jednym akapicie. Większość kobiet działa właśnie w takim trybie. Całymi dniami. A wieczorem przychodzi mąż i po dniu w pracy też ma po kokardę.

Ona tęskni za ich dawną relacją i chwilami we dwoje. On też. Ona potrzebuje, by ktoś się o nią zatroszczył. On też. I trudno jest im się w tym spotkać.

Wierzę, że dobry związek opiera się na intymnej relacji między dwojgiem ludzi, a rodzina to sieć naczyń połączonych. Relacja to wymiana. Nie na zasadzie: „ja Ci dam coś, jeśli Ty dasz mi coś”, ale raczej: „ja się troszczę o Ciebie, bo jesteś dla mnie ważna(y) i Ty się troszczysz o mnie, bo ja jestem dla Ciebie ważna(y), bo Cię kocham, a moje potrzeby są tak samo ważne jak Twoje”. Czasami ja mam w sobie więcej „zapasów”, a czasami Ty. Dajemy sobie nawzajem – przelewamy z jednego naczynia do drugiego. Zdarza się jednak, że żadne z nas nie ma już nic. Jeśli tak jest, to znaczy, że coś przegapiliśmy, straciliśmy czujność, zignorowaliśmy czerwone światełko rezerwy. Ono najpewniej mrugało od wielu dni (tygodni? miesięcy?).

Gdy pojawia się dziecko, a matka funkcjonuje w nieprzerwanym trybie „daj”, to pod koniec dnia ona już nie ma nic do dawania. Potrzebuje wziąć, by móc podać dalej. Jeśli jedyne, co ją spotyka wieczorem, to niezaspokojone potrzeby partnera oraz jego oczekiwanie, by je zaspokoić, to po ich zaspokojeniu może czuć się (z)użyta i wykorzystana. Jeśli z kolei on po powrocie z pracy ma jak w banku konfrontację z jej skumulowaną frustracją, to też nie wróży im dobrze. Stąd tak ważne jest pozbycie się oczekiwania, że będziemy zaspokajać wszystkie swoje potrzeby we dwójkę – we własnych czterech ścianach. Im bogatszy (w sensie jakości, niekoniecznie ilości) będzie świat naszych relacji i sieć wsparcia, tym większa szansa na wewnętrzny spokój i przestrzeń na pielęgnowanie związku. Mówi o tym Agnieszka Stein w rozmowie z Małgosią Stańczyk w książce „Potrzebna cała wioska” (pisałam o niej TUTAJ):

…widzę, że tworzenie takiej hermetycznej wspólnoty: rodzice plus dzieci i nikogo wokół, rodzi ryzyko dla realizacji potrzeb poszczególnych osób. Ludzie bardzo się spalają w układach, kiedy stawiają sobie oczekiwania, że wszystkie potrzeby zaspokoją w tym najbliższym gronie. […] Jeśli mąż jest jedynym powiernikiem kobiety, to znajduje się w trudnej sytuacji, w której nie ma właściwie wyboru, żadnej przestrzeni. Dostaje komunikat: „Musisz mnie wspierać, bo ja nie mam nikogo innego oprócz ciebie.”

Dlatego myślę, że kluczem do spotkania się w codziennej zawierusze jest…

Sztuka brania

…i to nie tylko od męża lub żony. Bo rodzicielstwo bardzo mocno nadwyręża nasze zapasy. Jednocześnie, kiedy w gruzach pada nasza osobista piramida potrzeb Maslowa, trudno jest się zatroszczyć o siebie. Kobiety mają z tym szczególny kłopot, ponieważ wiele z nas od dziecka było uczone, że nasze potrzeby są podrzędne i że w pierwszej kolejności naszym obowiązkiem jest zaspokojenie potrzeb innych ludzi. Bywa, że zajęcie się sobą wyzwala poczucie winy, a mówienie o swoich potrzebach zakrawa na ekstrawagancję.

Być może to dlatego na forach dla matek częściej czytam pytania o to, jak zadbać o męża, kiedy nie ma się już na nic siły, niż o to, jak zadbać o siebie, kiedy własne poczucie obowiązku i odpowiedzialności za samopoczucie ludzi wokół nie dają żyć.

bez-nazwy-4

Sztuka brania… Niektórym matkom tak trudno jest brać – sięgać po wsparcie oraz mówić o partnerstwie w relacjach. Myślą o tym, że jakoś to będzie, że się poświęcą, bo tak trzeba, bo niezadowolony mąż odejdzie i zostaną same… Pomyślą o sobie, jak dzieci dorosną… Relacja z mężem nie zając… No właśnie sęk w tym, że zając… Czasami kica szybciej, czasami wolniej, ale bywa, że po pewnym czasie już nie ma co zbierać. I ze związku, i z siebie…

Pamiętam słowa Agnieszki Stein z Festiwalu Rodzicielstwa Bliskości w Łodzi – mówiła o tym, jak wiele problemów w rodzinach jest skutkiem zwichniętej, zaniedbanej relacji rodziców, którzy szukają rozwiązania problemów rodzinnych u niej w gabinecie, a czasami wystarczyłoby przeznaczenie tych pieniędzy na cotygodniowe wyjście we dwójkę na kolację, by w spokoju porozmawiać i pobyć razem – może nawet (wow!) spojrzeć sobie w oczy 😉 .

Źródło zdjęć: pixabay.com

Follow my blog with Bloglovin