Pierwszą, instynktowną reakcją matki na płacz noworodka jest jego przytulenie, kołysanie i mówienie do niego. Noworodki odseparowane od matek tuż po porodzie przestają płakać, gdy tylko ponownie znajdą się w ich ramionach. Kontakt fizyczny z opiekunem w pierwszych dniach po porodzie sprawia, że noworodki płaczą o wiele mniej niż te, które zostały z jakiegoś powodu odseparowane od rodziców. Dlaczego tak się dzieje? Na czym polega magia bliskości?
O znaczeniu stymulacji dotykowej dla rozwoju młodych ssaków napisano już wiele. Ludzkie dzieci rodzą się jako fizjologiczne wcześniaki, a antropologowie nazywają je „zewnętrznymi płodami”. Są najbardziej niedojrzałe spośród wszystkich nowo narodzonych ssaków. W chwili narodzin ich mózgi stanowią jedynie 25% swojej docelowej objętości.
Noworodki dojrzewają na ciele rodziców i poznają świat przez dotyk, jednak tuż po narodzinach zmysł ten nie jest całkiem dojrzały. Tak naprawdę potrzeba lat, żeby osiągnął maksimum swoich możliwości. Najbardziej dynamiczny okres jego rozwoju przypada na pierwszy rok życia dziecka. Potrzeba bliskości, z którą rodzą się ludzie, nie jest z ich strony próbą manipulacji czy też wymuszenia na rodzicach czegoś, co jest li tylko kaprysem – ta potrzeba jest tak samo ważna, jak potrzeba zaspokojenia głodu czy pragnienia.
Potrzeba bliskości w badaniach naukowych – małpki Harlowa
Kontakt fizyczny z rodzicem ma ogromne znaczenie dla wszystkich naczelnych. Jest on podstawą poczucia bezpieczeństwa noworodków oraz tworzenia się więzi między rodzicami a dziećmi – więzi, która z kolei warunkuje przebieg rozwoju emocjonalnego i fizycznego młodych. Przeprowadzono na ten temat wiele badań. Jednymi z najbardziej znaczących były eksperymenty Harrego Harlowa na małpkach rezusach (Harlow, 1958). Eksperymenty smutne i raczej mało etyczne z punktu widzenia dzisiejszej bioetyki, ale trzeba przyznać, że ich wyniki są bardzo wymowne… Zainspirowały wielu kolejnych badaczy, w tym Johna Bowlby’ego – twórcę teorii przywiązania u ludzi (Bowlby, 2016).
Osią badań Harlowa były mechanizmy tworzenia się więzi między matką a noworodkiem. Zaobserwował on, że młode rezusy są w bardzo dużym stopniu uzależnione od swoich matek, zarówno jeśli chodzi o źródło pożywienia, jak również o poczucie bezpieczeństwa czy przebieg socjalizacji. Początkowo sądzono, że u podstaw tworzenia się więzi między matką a noworodkiem leży zaspokajanie przez matkę głodu i pragnienia dziecka. Dość szybko jednak okazało się, że młode, które izolowano od matek, przywiązywały się do miękkich szmatek, pokrywających podłogę klatek, w których mieszkały. Te z nich, które nie miały możliwości przytulenia się czegoś miękkiego, rozwijały się gorzej. Na podstawie swoich obserwacji Harlow wysnuł hipotezę, zgodnie z którą małpki rodzą się z jakąś pierwotną, biologiczną potrzebą bliskości i przytulania, której zaspokojenie jest warunkiem ich komfortu emocjonalnego.
W jednym z kolejnych eksperymentów Harlow odseparował nowo narodzone małpki od matek biologicznych i umieścił je w klatkach z dwoma rodzajami „matek” zastępczych. Jeden rodzaj stanowił drewniany szkielet pokryty drucianą siatką, natomiast drugi szkielet został pokryty miękkim materiałem. Harlow podzielił młode małpki na dwie grupy badane:
- Pierwsza grupa mogła pobierać mleko z butelki przyczepionej do „matki” drucianej. Umieszczona w tej samej klatce „matka” miękka nie miała doczepionej butelki z mlekiem.
- Druga grupa pobierała mleko od „matki” miękkiej, podczas gdy „matki” drucianej, umieszczonej w tej klatce, nie wyposażono w butelkę z pokarmem.
Młode małpki były pod obserwacją przez 165 dni ( 🙁 ). Co się okazało? Bez względu na to, od której „matki” młode małpki mogły pobierać pokarm, większość dnia spędzały wtulone w „matkę” pokrytą miękkim materiałem. Małpki, które dostawały mleko od drucianej „matki”, jadły w pośpiechu i zaraz po posiłku wtulały się z powrotem w miękką „matkę”. Niektóre z nich nawet na czas jedzenia próbowały utrzymać kontakt fizyczny z miękką „matką”…
W przypadku zaistnienia sytuacji stresowej, małpki przywierały mocno do miękkiej „matki”, co świadczy o tym, że pokryty miękką szmatką drewniany szkielet stanowił dla nich bezpieczną bazę. Mocne przywieranie do miękkich szmatek redukowało stres młodych małpek. Co więcej, w obecności miękkiej „matki” młode rezusy chętniej eksplorowały otoczenie i były bardziej ufne.
Małpki z obu grup rozwijały się fizycznie podobnie, jednak te z grupy karmionej przez „matkę” drucianą częściej cierpiały z powodu problemów trawiennych, objawiających się biegunkami. Efektem tych obserwacji był wniosek, że odseparowanie od miękkiej „matki” na czas jedzenia było dla młodych rezusów czynnikiem stresującym.
Badania Harlowa wykazały, że kontakt fizyczny pełni kluczową rolę w tworzeniu więzi między matką i noworodkiem, a potrzeba więzi należy do podstawowych, wrodzonych potrzeb młodych naczelnych. Stwierdzono, że przywiązanie kształtuje się niezależnie od zaspokajania innych podstawowych potrzeb, takich jak głód czy pragnienie. Bezpieczna więź jest warunkiem optymalnego rozwoju emocjonalnego młodych.
Początkowo Harlow uznał, że możliwość przytulenia się młodych rezusów do miękkich szmatek jest warunkiem wystarczającym dla ich prawidłowego rozwoju, w tym również do prawidłowej socjalizacji. Niestety, trudno uznać kawałki materiału za dobry, odzwierciedlający obiekt rodzicielski, z którym można nawiązać relację i uczyć się życia wśród innych przedstawicieli swojego gatunku. I rzeczywiście, małpki, które zostały odseparowane od swoich biologicznych matek i dorastały w klatkach z drewnianymi „matkami” zastępczymi, nie były w stanie odnaleźć się w grupie innych małpek w życiu dorosłym. Nie potrafiły nawiązywać dobrych relacji, były agresywne lub wycofane, a zachowania opiekuńcze matek pochodzących z tej grupy były bardzo mocno zaburzone.
Dzieci ludzkie – stworzone do noszenia
Przodkowie człowieka przez około 5 miliardów lat prowadzili wędrowny tryb życia, co wynikało m.in. z konieczności poszukiwania pożywienia. Ciągłe przemieszczanie się oraz nieustanne zagrożenie ze strony drapieżników sprawiały, że noszenie dzieci przy sobie było najskuteczniejszym sposobem ich ochrony. Przerwanie kontaktu fizycznego z opiekunem oznaczało narażenie niemowlęcia na niebezpieczeństwo, wobec czego w toku ewolucji dzieci ludzkie zostały „zaprogramowane” do bycia noszonymi. Wprawdzie dawno temu człowiek utracił swoje obfite owłosienie, które umożliwiało niemowlętom wczepienie się w ciało matki, ale natura pomyślała i o tym – wraz przyjęciem dwunożnej postawy oraz utratą owłosienia kobiety wykształciły specyficzną budowę ciała, z szerokimi biodrami, dzięki którym mogą „posadzić” dziecko na boku. Im szersze biodra, tym mniejszy wydatek energetyczny kobiet podczas noszenia ( 😀 ), a więc lepsze do tego celu przystosowanie. Co więcej, niemowlęta ludzkie nie są pasywne podczas aktu noszenia. Przez cały czas współpracują z opiekunem poprzez mocne przywieranie do jego ciała, podkurczanie nóżek już przy podnoszeniu z podłoża oraz próby objęcia udami ciała rodzica. Ze względu na malutkie ludzkie dłonie trudno mówić o efektywnych próbach wczepienia się niemowlęcia w matkę (np. w jej ubranie), ale faktem jest, że ludzkie dzieci nadal rodzą się z aktywnymi odruchami chwytnymi (dłoniowym i podeszwowym) i podczas noszenia dzieci brzuch do brzucha obserwuje się czasem ich próby przytrzymania się ciała/ubrania rodzica.
Niemowlęta ludzkie na przestrzeni milionów lat były bez przerwy kołysane przez przemieszczających się opiekunów oraz miały stały dostęp do pożywienia (piersi matki). Co za tym idzie – pokarm kobiecy nie musiał być bardzo kaloryczny. Nie musiał wystarczać na długo, ponieważ dziecko w każdej chwili mogło zassać pierś. Dopiero mniej więcej 10 tysięcy lat temu ludzie zaczęli przechodzić na bardziej osiadły tryb życia. To zdecydowanie za krótko, by u dzieci mogły zakodować się inne przystosowawcze zachowania, a więc na przykład reagowanie spokojem pomimo nieobecności opiekuna i pozostawania w bezruchu (wiem, wiem, to się zdarza, ale jednak wciąż nie jest ludzką normą) czy rzadsze karmienia.
„Trwanie przedmiotu”
Kiedy niemowlę traci kontakt fizyczny z opiekunem, nie potrafi się domyślić, że ten opiekun niebawem wróci. Noworodki i małe niemowlęta nie rodzą się z taką umiejętnością. Dopiero mniej więcej u półrocznego dziecka pojawiają się tzw. zalążki trwania przedmiotu. Zwróćcie uwagę, że mowa dopiero o zalążkach… Dziecko powoli uczy się, że jeśli przedmiot lub osoba znika z ich oczu, nie oznacza to, że przestaje istnieć. Przed zakończeniem tego etapu rozwojowego zniknięcie opiekuna jest dla dziecka jednoznacznym komunikatem, że jego życie jest zagrożone. Wcale nie żartuję. To mechanizm czysto biologiczny. Co wówczas robi niemowlę? Oczywiście podnosi alarm 🙂
Kojąca moc dotyku – korzyści dla dzieci i rodziców
W 1990 roku ukazały się wyniki badań Anisfeld i wsp., których interesował wpływ kontaktu fizycznego na tworzenie się więzi między matką a dzieckiem. Co ciekawe, w badaniach wykorzystali oni miękkie nosidełka dla niemowląt. Okazało się, że ich regularne używanie wpływa dodatnio na responsywność matek, które, mając dziecko przy sobie, szybciej wychwytują wysyłane przez nie sygnały i odpowiadają na jego potrzeby. Co więcej, badanie pokazało, że bliskość fizyczna zwiększa również prawdopodobieństwo wykształcenia się bezpiecznego stylu więzi między matkami a dziećmi. Oczywiście nie chodzi o to, że dzieci, które nie są noszone w chustach czy nosidłach nie wykształcają takiego stylu więzi – chodzi jedynie o to, że wzmożona bliskość fizyczna po prostu to ułatwia.
W pierwszym roku życia najefektywniejszym sposobem na uspokojenie płaczącego dziecka jest bliski kontakt fizyczny. Badania Hunzikera i Barra (1986) pokazały, że ilość płaczu w 2. i 3. miesiącu życia niemowląt zależy od czasu, który spędzają w ramionach opiekunów. Im więcej bliskiego kontaktu fizycznego, tym mniej dzieci płaczą. W tym miejscu warto przytoczyć również badania St Jamesa-Robertsa i wsp. (2006), w których również okazało się, że duża ilość kontaktu fizycznego z niemowlętami sprzyja ich lepszemu samopoczuciu i mniejszej ilości płaczu. Rzadziej tulone niemowlęta londyńskie płakały o 50% więcej niż niemowlęta kopenhaskie, które były często noszone. Niestety, badanie wpływu bliskości fizycznej na tzw. nieukojony płacz niemowląt (kolka…) nie wypadło już tak optymistycznie. Kto ma (miał) kolkowe dzieci, ten wie, że trudno tu o złote rady.
Nie tylko o uspokajającej, ale również uzdrawiającej mocy dotyku świadczą liczne badania wcześniaków. Okazuje się, że intensywny kontakt skóra do skóry, uskuteczniany podczas tzw. kangurowania, ma niebagatelny wpływ zarówno na dziecko, jak i jego rodziców. Badania podłużne Feldman i wsp. (2002) pokazały, że kangurowanie wpływa pozytywnie nie tylko na rozwój motoryczny i poznawczy wcześniaków (zmiany neurofizjologiczne), ale przyczynia się również do lepszego samopoczucia rodziców, dla których przedwczesne przyjście dziecka na świat często jest doświadczeniem trudnym i zupełnie niespodziewanym. Bliski kontakt fizyczny pozytywnie wpływa na tworzenie więzi między dziećmi urodzonymi przedwcześnie a ich rodzicami (większa liczba interakcji między rodzicami a dziećmi, bardziej pozytywne nastawienie rodziców, większa wrażliwość na potrzeby dzieci).
Jakby tego było mało, liczne badania wskazują na to, że kontakt skóra do skóry sprzyja laktacji. W badaniach matek wcześniaków (Hurst i wsp., 1997) stwierdzono, że kontakt skóra do skóry przyczynia się do zwiększenia objętości mleka w piersiach (wyrzut oksytocyny -> redukcja stresu u matki i wypływ mleka -> efektywne odciąganie/pobieranie przez dziecko -> wzrost produkcji mleka -> wzrost wiary matki w powodzenie karmienia piersią). Uważa się, że wczesny kontakt skóra do skóry zwiększa prawdopodobieństwo udanego karmienia piersią oraz ma pozytywny wpływ na jego długość (Moore i wsp., 2012).
„Czy dziecko kiedykolwiek ze mnie zejdzie?”
To pytanie z przymrużeniem oka, choć myślę, że zdecydowana większość rodziców bliskościowych (o ile nie wszyscy) chociaż raz spotkała się z wątpliwościami obserwatorów, czy wzmożony (w stosunku do obecnych norm kulturowych) kontakt fizyczny z niemowlęciem nie sprawi, że dziecko całkowicie „uzależni się” od noszenia przez rodziców i nie będzie chciało z nich zejść.
Pomijając żartobliwą odpowiedź: „do matury z tego wyrośnie”, za praktykami bliskościowymi stoi nauka. U niemowląt i dzieci potrzeba bliskości jest równoważona przez potrzebę eksploracji. Oczywiście, początkowo jest tak, że dla dziecka kontakt fizyczny z opiekunem „means everything”. Jednak w miarę upływu czasu w dziecku budzi się silna potrzeba poznawania świata. Rodzic, który pozwala dziecku rozwijać się w jego własnym rytmie, staje się dla niego tzw. bezpieczną bazą. Ufność, którą dziecko nabywa w bliskim kontakcie z responsywnymi rodzicami w początkowym okresie życia, procentuje w jego dalszym rozwoju. Badania pokazują, że dzieci, które mogły liczyć na zaspokajanie ich potrzeb emocjonalnych w bliskiej, opartej na miłości i szacunku relacji z rodzicami, chętniej eksplorują otoczenie. Nie oznacza to, że przestają potrzebować rodziców. Oznacza to, że wykształciły pozytywny model roboczy swojej osoby (i przy okazji otoczenia). Czują się bezpiecznie i wiedzą, że zawsze mogą liczyć na wsparcie bliskich osób. Co za tym idzie – nie boją się wyzwań.
Bliskość i responsywność rodziców we wczesnym dzieciństwie skutkuje większą samodzielnością w późniejszym życiu. To jak ładowanie akumulatorów dziecka na przyszłość.
Literatura cytowana:
Anisfeld, E., Casper, V., Nozyce, M. i Cunningham, N. (1990). Does infant carrying promote attachment? An experimental study of the effects of increased physical contanct on the development of attachment. Child Development, 61, 1617-1627.
Bowlby, J. (2016). Przywiązanie. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN.
Feldman, R., Eidelman, A. I., Sirota, L. i Weller, A. (2002). Comparison of skin-to-skin (kangaroo) and traditional care: Parenting outcomes and preterm infant development. Pediatrics, 110, 16-26.
Harlow, H. F. (1958). The nature of love. American Psychologist, 13, 673-685.
Hunziker, U. A. i Barr, R. G. (1986). Increased carrying reduces infant crying: A randomized controlled trial. Pediatrics, 77, 641-648.
Hurst, N. M., Valentine, C. J., Renfro, L., Burns, P. i Ferlic, L. (1997). Skin-to-skin holding in the neonatal intensive care unit influences maternal milk volume. Journal of Perinatology, 17, 3, 213-217.
Moore, E. R., Anderson, G. C., Bergman, N. i Dowswell, T. (2012). Early skin-to-skin contact for mothers and their healthy newborn infants. Strona internetowa: http://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1002/14651858.CD003519.pub3/epdf/standard
St James-Roberts, I., Alvarez, M., Abramsky, T., Goodwin, J. i Sorgenfrei, E. (2006). Infant crying and sleeping in London, Copenhagan and when parents adopt a „proximal” form of care. Pediatrics, 117, 6, e1146-e1155.
Źródło zdjęć: pixabay.com